środa, 11 marca 2015

DECISIONE



Nie spodziewałabym się, że napiszę kiedyś notkę bez zdjęć z samym tekstem. Zdarzyło się już na odwrót i było to o wiele łatwiejsze. 
Działo się u mnie bardzo dużo, dlatego też cisza na blogu.
Wiem, nic nowego.
Ale tym razem mam powód. 
Zdecydowałam się na rematch (zmiana rodziny goszczącej, tłumaczę bo wiem, że nie każdy jest biegły w terminologii au pairek). 
Przyznam się, zdaję sobie sprawę, że oglądając moje zdjęcia, czytając opisy co tutaj robię, wielu z Was zazdrości. Pewna część mówi: "Tej to dobrze, żyje sobie w Ameryce, a ja pracuję za 6zł na godzinę i jedyne miejsce gdzie mogę pojechać za granicę to Czeski Cieszyn". Ok. mogę się z tym zgodzić z jednej strony, ale z drugiej (tak tylko wtrącę) nie musicie narzekać, wystarczy odrobina odwagi, rozmowy z samą sobą, potem z najbliższymi i podjęcie niełatwej decyzji. Podobny schemat przeszłam kilka dni temu.
Porozmawiałam sama z sobą, szczerze. Następnie poprosiłam o radę najbliższych. 
Będę teraz kompletnie szczera, garstka czytelników pomyśli sobie "Co mnie to obchodzi.", ale może reszcie moje słowa dadzą coś do myślenia. 
Budziłam się nieszczęśliwa.
Jak to? Przecież jestem w USA.
Właśnie, jestem 10 000 km z dala od bliskich, od osób, które kocham. Nawet jeśli mogę powiedzieć, że kogoś lubię, znam od kilku miesięcy, to nie jestem w stanie rozmawiać z tą osobą tak jak z przyjacielem, którego mogę tak nazywać od 13 lat. 
Zauważyłam, że się zmieniałam. Nie cieszyłam się praktycznie niczym. Byłam na Bahamach, super, ale po dniu wszystko minęło, jakby mnie tam nie było. W weekendy nie miałam ochoty nigdzie jechać, wolałam łóżko.
Zaczęłam więc bardzo dużo myśleć. Innym powodem były incydenty z moim host dzieckiem, ale nie chcę tego tutaj opisywać, nie musicie znać szczegółów. Chłopiec ma charakterek.
Procedura zmiany rodziny jest ryzykowna, jeśli nie znajdę nowej w ciągu dwóch tygodni będę zmuszona wrócić do Polski. Chcę Was poinformować, bo jeśli nie zobaczycie nowej notki, to nie z powodu mojej niesystematyczności i lenistwa tylko tego, że nie jestem pewna czy chcecie oglądać zdjęcia ze spaceru w Jastrzębiu-Zdroju.
Jednak nastawiam się bardziej pozytywnie, podjęłam decyzję, jeśli coś nie wyjdzie zaakceptuję konsekwencje i nie będzie to dla mnie nic strasznego.
Jutro załatwimy z moją rodziną goszczącą wszystkie formalności, więc jeśli ktoś chce może trzymać kciuki, żebym znalazła nowe miejsce, w którym będę wstawać z uśmiechem na buzi.

  

9 komentarzy:

  1. Mimo że daleko to jesteśmy z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana musisz wierzyć, że się uda. Co z tego, że jesteś w Stanach, jak nie jesteś szczęśliwa, nie o to w tym chodzi. Życzę Ci szczęścia w poszukiwaniach nowej rodzinki, może wtedy będziesz budziła się z uśmiechem na ustach. Trzymam kciuki! Informuj nas na bieżąco, gdy tylko znajdziesz chwilę czasu.
    Pozdrawiam gorąco!
    Sandra.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje, ze znajdziesz nową, lepszą rodzinkę! Życzę Ci tego z całego serca. <3 powodzenia. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymam kciuki Kiti ! ! ! Znajdź jakąś odjazdową rodzinkę i żyj ! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przejmuj się znalezieniem rodziny. Ja miałam nawet kilka a to było zaraz w święta. Na 100% znajdziesz, tylko bez stresu trzeba na nie poczekać ;)

    OdpowiedzUsuń