sobota, 22 sierpnia 2015

FACILE


Notka ta powinna być po NYC przed notką z NJ, ale kompletnie o niej zapomniałam. :(
Po NYC, wróciłyśmy do P. gdzie nocowałam. Miałyśmy w planach zostanie tam w niedzielę i zrelaksowanie się na basenie. Niestety, musiałyśmy zmienić plany ze względu na dużą ilość dzieci wokół.
Lubię dzieci, gdyby tak nie było nie odważyłabym zostać au pair, ale uwierzcie, po 45h w tygodniu, chcemy mieć troszkę ciszy. 
Postanowiłyśmy więc pojechać do mnie do Stamford, oraz na Cove Island.
Spędziłyśmy troszkę czasu na plaży, a następnie pojechałyśmy na Downtown w Stamford by zjeść włoską kolację. Po tym przyszedł czas na krótki spacer i powrót do domu.
Lubię takie niedzielę.
Będę tęsknić za takimi weekendami. :(










































czwartek, 20 sierpnia 2015

PARCO DIVERTIMENTI


Dzień 3 weekendu z P. w NJ.
Po pełnym spokoju i odpoczynku weekendzie przyszedł czas na szalony i pełen wrażeń poniedziałek!
Stresowałam się od kilku dni na przyjazd do tego miejsca. Głównie z powodu mojego lęku wysokości i zbyt dużej prędkości. Ale odważyłam się na to by spróbować przełamać te lęki. 
Towarzyszyła mi osoba, która najwyraźniej jest uzależniona od adrenaliny i była uśmiechnięta od ucha do ucha na kolejkach, na których ja miałam zamknięte oczy i modliłam się, żeby był już koniec. Muszę się przyznać, że z kolejki na kolejkę było lepiej i na końcowych miałam nawet otwarte oczy! 
Na drugim zdjęciu możecie zauważyć perukę wiszącą na rusztowaniu jednej z kolejek. Nie wiedziałam czego się spodziewać po widoku spadających czapek i okularów ludzi, którzy na niej byli. Muszę jednak przyznać, że była to chyba moja ulubiona (Ostatnie zdjęcie jest właśnie z El Toro) wraz z Supermanem, gdzie można było poczuć się jak prawdziwy superbohater w czasie lotu. 
Spędziłyśmy w Six Flags cały dzień, od samego otwarcia do ostatniej minuty.
Najwięcej czasu spędziłyśmy w kolejce na Kingda Ka. Jest to najwyższa kolejka górska na świecie i druga z kolei jeśli chodzi o szybkość. Spadek z 127 m z prędkością 206 km/h nie był czymś na co czekałam z niecierpliwością, więc tylko towarzyszyłam P. w kolejce. Uwaga! Nie, że stchórzyłam, po prostu z góry wiedziałam, że mój organizm tego nie zniesie. A i tak byłam z siebie dumna, że wytrzymałam na poprzednich kilkunastu jazdach. 
Przed samym wyjściem z miasteczka spontanicznie weszłyśmy do tajemniczego domu. W środku czekało na nas Houdini's Grate Escape. Nadal nie wiem co się tam wydarzyło. Byłyśmy w jakimś starym nawiedzonym pomieszczeniu, z którego przeszliśmy do kolejnego, a tam działy się dziwne rzeczy. Nie wiem czy to ja się kręciłam, czy pokój. Ale chyba znacznie bardziej przypada mi do gusty takie coś, niż pędzenie do góry nogami 100 lub więcej km/h.
Chciałam przy okazji podziękować P., że zabrała mnie jako swoją towarzyszkę oraz za to, że dzięki niej mogłam zwalczyć kilka z moich największych obaw. I jeszcze dziękuję za bezpieczną podróż w tę i z powrotem. 

Coś co towarzyszyło nam w drodze powrotnej do domu i zapadło mi w pamięć:






































środa, 19 sierpnia 2015

COSTA


Długi weekend w New Jersey czas zacząć.
Z racji tego, iż zostałam wybrana przez kochaną P. jako jej towarzyszkę w amerykańskiej przygodzie, miałam okazję odwiedzić z nią Seaside Park oraz Seaside Heights.
Była to pierwsza część naszego trzydniowego wolnego, (część druga w następnej notce). 
Podróż by dotrzeć na miejsce zajęła nam nieco ponad 2 godziny. 
Po dotarciu na miejsce, wypakowałyśmy się i wyruszyłyśmy zwiedzać. 
Weekend ten był jednym z najlepszych jaki tu przeżyłam.
Naprawdę brakowało mi takiego spokoju, pięknych zachodów słońca, szumu oceanu. Spacery w ciszy, lub opowiadając sobie głupie żarty.
Praca au pair może naprawdę dać w plecy, dlatego taki błogi spokój był tym czego potrzebowałam. 
Rozczarowaniem był bardzo popularny dom z show MTV - Ekipa z New Jersey. Trochę smutek, że musieli tam mieszkać, mam nadzieję, że choć w środku mieli wyższy standard. Spędziłyśmy też troszkę czasu na promenadzie i zjadłyśmy wszędzie szukanego dorsza. 
Po dość długim spacerze, wróciłyśmy do domu, a na plażę przeszłyśmy się dopiero na zachód słońca. Leżąc na kocyku, jedząc polskie ptasie mleczko, z zamkniętymi oczami, słuchając potęgi oceanu. 
Drugi dzień był spokojniejszy, spędzony na plaży, bawiąc się w falach, które były ogromne oraz leżąc plackiem na ręczniku.
Wracając późnym wieczorem między uroczymi domkami dopadła mnie melancholia. Nie wiedziałam, że można mieć tyle myśli na raz i jednocześnie rozpływać się na widok kolejnego domku.
Ogólnie jestem bardzo wrażliwa jeśli chodzi o rzeczy materialne. Potrafię zakochać się w doniczce tylko dlatego, że ma na sobie uroczy wzór. Tak głęboka melancholia była chyba spowodowana, faktem zbliżającego się powrotu do domu.
Jest to dziwne uczucie. Z jednej strony cieszysz się, nie potrafisz doczekać, w końcu zobaczysz swoich najbliższych i rodzinę. Lecz z drugiej strony po roku czasu zaczynasz czuć się tutaj jak w domu, zdążyłaś przyzwyczaić się do wszystkiego i zawiązać prawdziwe przyjaźnie. 
Teraz pisząc to zdanie zostaje mi tydzień w USA, a uczucie dziwnej ekscytacji i smutku wzrasta z dnia na dzień.
Zdjęcia niżej, piosenka, która od teraz będzie kojarzyła mi się tylko z P. i cudownym weekendem w NJ.