wtorek, 16 września 2014

BENVENUTO











W końcu zebrałam się do napisania kolejnego mini sprawozdania! Jeśli będę dalej pisała z takim opóźnieniem to już w Polsce napiszę co robiłam wczoraj. 
A więc. Po wylądowaniu w Waszyngtonie troszkę mi się chciało płakać. Najpierw byłam pewna, że mój bagaż się zgubił, a po jego znalezieniu nie wiedziałam gdzie czekać na rodzinkę. Jakby tego było mało nie miałam jak się z nimi skontaktować :( Na szczęście znaleźliśmy się. Ze względu na to, że moja rodzinka goszcząca bardzo ceni swoją prywatność będę używała inicjałów, a że tatuś i synuś mają ten sam inicjał to będę używała mały M. co do synusiuniunia.
Na lotnisko przyjechali po mnie wszyscy oprócz R., która musiała pracować.
Droga z lotniska do domu była troszkę niezręczna, wiecie ta cisza itp. :(
Pierwsze dni były dla mnie bardzo krępujące. Dalej nie czuję się w pełni “otwarta”, ale mam nadzieję, że za parę tygodni będzie lepiej.
Mogę powiedzieć, że już wkręciłam się w całą dzienną rutynę. Tak jest o wiele lepiej. Po prostu wstaję rano, robię co mam robić, parę godzin przerwy i znów. 
Dzieci są świetne, chodź potrafią sprawić, że mam ochotę się położyć i spać przez tydzień :3
Na zdjęciach macie moją okolicę, zdjęcie z meczu footballu małego M. i parę zdjęć z World Marketu gdzie udało mi się znaleźć parę polskich smaczków.
M. przerwał mi pisanie notki, pardą. Musimy pozałatwiać jakieś tam formalności. Mam nadzieję, że bardziej się zmobilizuję i będę tu zaglądać częściej i regularniej :)

2 komentarze: