sobota, 13 grudnia 2014

TACCHINO



Przerwa dłuższa niż obiecywałam.
Oopsie.
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić tydzień w Kalifornii, tak w skrócie.
Wylecieliśmy w piątek, wczesnym rankiem, różnica czasowa między D.C. a LA wynosi 3h, więc troszkę cofnęliśmy się w czasie. 
Pierwszy dzień: zakwaterowanie w hotelu, zakupy i zobaczenie oceanu z bliska, po raz pierwszy. Moi hości byli bardzo zdziwieni, nie potrafili tego zrozumieć, no nie dziwię się pani, która wychowała się praktycznie na plaży to samo z M. 
W drugi dzień najważniejszą częścią doby był mecz footballu.
UCLA vs USC
Dwa kolejne dni spędziliśmy w Disneylandzie.
Byłam szczerze przemęczona, stanie w kolejkach po 40 minut, ale dziesięciominutowa przejażdżka wynagradzała wszystko. Czułam się jak taki dzieciaczek. Uśmiech na twarzy cały czas. 
Wtorek - Sea World, ze zmęczenia nawet nie wiem, czy się dobrze bawiłam. 
Resztę tygodnia przebywaliśmy u siostry M. 
Było bardzo rodzinnie, dużo ludzi wokół, w samo Święto Dziękczynienia było minimum 20 osób w domu, sama nie potrafiłam się doliczyć.
Ostatnim punktem podróży był piątkowy mecz, podróż do hotelu w LA, a na drugi dzień lot do D.C.
Jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania, to piszcie śmiało w komentarzach.
Ominęłam sporo wątków, bo po prostu wiem, że zdjęcia są chyba bardziej przyswajalne niż moje opowiadania, więc zerknijcie w dół. :)
A żeby Wam się je przyjemniej oglądało, to proszę bardzo: